Kiedy w niedziele przechodziłam ulicą Bosacką obok tego szyldu przypomniałam sobie moją rozmowę z księdzem i stwierdziłam, no ktoś musi im to powiedzieć. Spotkałam sie z moją przyjaciółką Anną:) i mówie jej o tym szyldzie i o tym żebyśmy tam poszły. Zgodziła sie z radością. Przeraził mnie fakt, kiedy robiąc obczajkę w necie, znalazłam w Krakowie kilka innych podobnych salonów. Jak naprawdę człowiek musi pragnąć szczęscia i bać sie o przyszłość żeby iść do wrózki? A Bóg ma o wiele wiecej, Bóg ma wszystko.
I dziś nastał ten dzień wyruszyłyśmy! Pomodliłyśmy się i poszłyśmy.
Salon na Bosackiej był zamknięty więc pomodliłyśmy się przed nim. Obok Kleparza natomiast już kogoś zastałyśmy. Salon mieści sie tam w kamienicy wieć zadzwoniłyśmy na domofonie. Otworzono nam drzwi i kiedy weszłyśmy do kamienicy słyszymy jak pani nas woła: " prosze tutaj na dole". Udałyśmy sie zatem do ciemniej, obskurnej piwnicy.... Ogromne, żelazne drzwi się otworzyły i wyszła sekretarka pani wrózki. W tele woń kadzidełek i oczom naszym ukazł sie salon wróżki z miejscem do wróżenia zasłoniętym chustą, przyciemnione światło itd. Klimat był. Pani sekretarka Tłumaczyła nam, ze pani Larysa jest zajęta, nie możemy jej teraz przeszkadzać, że na seans trzeba sie umówić kosztuje on 100 zł itd. Przerwałam jej wypowiedź zapytaniem kim ona jest i czy możemy z nią chwilkę porozmawiać.
- Nie ważne kim jestem, pani wywiad robi, o co chodzi?
- Czy pani jest katoliczką, wierzy pani w Jezusa? - zapytałam najdelikatniej jak mogłam
- Tak oczywiscie
- A czy pani wie, ze droga, którą pani idzie jest drogą diabelską? - powiedziałm już odważnie
- Co?? Larysa chodz tu, jakieś nawiedzone. Jak można jak pani śmie!!!
Nadchodzi(zajęta:)) Larysa. ok 2 metry wzrostu, potężna!!! czułam sie przy niej jak jakiś liliput:) wyciąga z reklamówki książkę i przed moim nosem przewraca mi kartkami.
- Prosze - odrzekła raczej nieprzyjemnym tonem.
- w jakim celu pani mi to pokazuje? - zapytałam
- to jest Pismo Święte - zakomunikowała (powątpiewam, że to było ono)
- Też posiadam, chciałam tylko zapytać czy pani ma świadomość tego, że to co pani robi pochodzi od diabła
- Wynocha mi stąd jasne! Ksiezą nie płacą podatków - krzyknęła trzaskając drzwiami.
Pokornie opuściłyśmy teren. Zrzucając proch z butów. MEGA! Taka agresja potwierdziła mi tylko fakt, że to jest realne zło.
Poszłyśmy dalej, stwierdziłyśmy, że sprawdzimy czy na Rynku jest, wspomniana przeze mnie wcześniej, wróżka. Po drodze spotkałyśmy dziewczynę, której już dawno miałam opowiedzieć o Bogu więc w końcu umówiłam się z nią na kawę (o tym będzie oddzielna historia:)), odwiedziłyśmy w celu omodlenia jedne sklep okultystyczny, który nagle wyrósł nam spod ziemi:) i w końcu dotarłyśmy na Ryn. Jest siedzi mało tego wróży i jest do niej kolejka!
Szybko zagadałyśmy dziewczynę z kolejki o Bogu, o tym że On jest naszym jedynym prawdziwym lekarzem i źródłem szczęścia. Mówiłyśmy jak nakręcone. Ona udała sie do owej wróżki ale była tam na prawdę mega krótko. Zaraz potem my. Znowu gadamy to samo. Dialog wyglądał bardzo podobnie jak w salonie wróżb z tą różnicą, że na nasze zdanie "chcemy porozmawiać o Bogu" pani wróżka bardzo się zdenerwowała i kazała nam się natychmiast wynosić. Powiedziałyśmy całą resztę. Przerwała nam kilka razy słowem wynocha, również w jezyku niemieckim (chyba:)). Wiec pokornie sie oddaliłyśmy. Zbudowało nas to bardzo, że mogłyśmy jeszcze porozmawiać z ludzmi, którzy chodzą tam po poradę, opowiedzieć im o Bogu.
Na zakończenie tej cudownej walki, trafiłyśmy na mszę świeta z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie.
Pakiet full:)
Bóg jest wspaniały, tak hojnie nas dziś obdarował. Bo posłuchałam, poszłam głosić! Dziś modlę się o to, żeby nic i nikt mnie nie zatrzymał w głoszeniu Ewangelii.
Tyle. Ide spać bo padam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz